To dzisiaj opowiem o latach szkoły średniej. Pamiętam jak miałem problem z wyborem szkoły średniej. Chciałem iść na elektronikę, ale do szkoły bardzo ciężko było się dostać, wiele osób na jedno miejsce.Zazwyczaj dostawali się znajomi lub ci co dali w łapę albo przyjechali ze świniakiem w bagażniku. Musiałem wybrać coś innego, ogólniak mnie nie interesował chciałem mieć zawód. Koledzy szli do szkoły kolejowej i namówili mnie na nią, ale poszedłem tylko ze względu na dział elektryczny. Gdy staraliśmy się do szkoły trzeba było przejść egzamin psychologiczny. Nigdy takiego nie przechodziłem trochę się bałem jak wypadnę i czy zdam. Egzamin trwał godzinę lub dwie,tego nie pamiętam. Starałem się odpowiedzieć jak na najwięcej pytań. Gdy czekaliśmy na wyniki, wyszedł jeden z egzaminatorów i wyczytał jedno nazwisko, moje. Podszedł do mnie uścisną mi rękę i powiedział że cieszy się,że będę w tej szkole się uczył. Napisałem najlepiej z całej szkoły, nikogo więcej nie chciał zobaczyć tylko mnie, nie wiem ile miałem punktów, bo nie pytałem, ale skoro wyszedł by mnie zobaczyć musiał być zdziwiony wielce. Tak zaczęła się przygoda ze szkołą średnia. Pamiętam, że tato czekał na to czy się dostałem czy nie,bo miał wyjazd do Gdańska i chciał mnie i siostry zabrać ze sobą. Ja wtedy mówię do sióstr biegnijcie i powiedzcie że się nie dostałem, przyszedłem do domu rodzice próbowali mnie pocieszyć że znajdę inna szkołę. Ja w pewnym momencie się roześmiałem i powiedziałem, że się dostałem i napisałem najlepiej z całej szkoły. Pogratulowali mi i wybraliśmy się w podróż do Gdańska. Jechaliśmy starą „Nysą” , ale było w niej mnóstwo siedzeń. Zabieraliśmy autostopowiczów którzy wysiadając dawali parę groszy dla nas. Dzięki temu w Gdańsku mieliśmy swoje pieniądze na lody i inne rzeczy. Spaliśmy w aucie koło kasyna, pochodziliśmy po molo na drugi dzień i wybraliśmy się na lody płacąc za nie sami. Sama podróż byłą ciekawa różni ludzie wsiadali po drodze. Rozmawialiśmy z nimi i żartowaliśmy. Pierwszy rok w szkole trochę mnie przeraził nadmiarem materiału,w podstawówce aż tyle go nie było. Radziłem sobie, choć nie za bardzo chciało mi się uczyć, im dalej nauki tym mniej mi się chciało. Z matematyki zawsze byłem dobry, ale podejście mojej nauczycielki strasznie mnie zniechęciło, mówiła do nas ” Uczę minimum, a wymagam maksimum”, z takim podejściem każdego by zniechęciła. Pamiętam z niemieckiego fajna nauczycielka była, nastawiała mi pięć jedynek za brak prac domowych i jeszcze za coś,ale zmobilizowała mnie do pracy,kazała się zgłaszać na lekcjach i odrabiać prace domowe. Tak też zrobiłem na koniec roku miałem pięć jedynek i siedem piątek,dziwna kolekcja ocen. Polubiłem ją i do końca szkoły miałem dobre oceny z niemieckiego, polubiłem też ten przedmiot. Z języka polskiego nigdy nie byłem orłem, jedynie z ortografii miałem piątki,ale styl to mierna lub trójka,nawet chodziłem na korepetycje z polskiego przed maturą. Sama matura była kiepska, z matematyki jakoś zdałem,z polskiego nawet lepiej niż na zajęciach w szkole,bo trafił się romantyzm, który lubiłem,ale ustny to trafiło mi się pytanie z książki, której w ogóle nie przeczytałem, nawet streszczenia nie przeczytałem, ale kolejne pytania trochę mnie uratowały, tylko byłem strasznie zdenerwowany. Wychowawca był fajny, po szkole wybraliśmy się z nim na piwo i by pogadać, fajny starszy człowiek z zasadami, jak to mówią stara szkoła. Tyle mniej więcej o szkole i nauczycielach, w szkole było może kilka dziewczyn na całą szkołę,a tak sami chłopacy, to trochę lipne ale co zrobisz.W mojej klasie nie było żadnej dziewczyny. Zastanawiałem się czasem gdzie poznam jakąś. W drugiej klasie poznałem kolegę, który chodził do tej samej szkoły i był moim sąsiadem, mieszkał obok w bloku. Ja chodziłem do technikum on do zawodówki, więc nie byliśmy w tej samej klasie. Zaczęliśmy się spotykać i grać razem w koszykówkę, prawie codziennie po szkole. Z innymi kolegami grałem w piłkę nożną na dodatek, nie nudziłem się ciągle miałem zajęcie. Ten kolega w końcu przychodząc do mnie zaczął chodzić z moją siostrą, wtedy zaprzyjaźniliśmy się jeszcze bardziej. Wszędzie razem na biwaki, ogniska, imprezy, sylwester był dla mnie jak brat którego nie miałem. Pamiętam kiedyś brat cioteczny namówił mnie na biwak,miałem wtedy szesnaście może siedemnaście lat, po namowach rodziców zgodzili się mnie puścić. Pojechaliśmy co to była za przygoda,w końcu sam ze znajomymi. Spaliśmy pod namiotami nad taką rzeką, robiliśmy ogniska, zbieraliśmy sami drewno na te ogniska z pobliskiego lasu, śpiewaliśmy czasem bo jeden z kolegów miał gitarę. Później poznaliśmy dziewczyny nowe, mieszkały gdzieś u swojej babci w przyczepie kempingowej. Pamiętam jak raz zaszedłem z bratem do nich. Gadaliśmy sobie do momentu aż jedna z nich nie usiadła na przeciwko nas, w samej bluzce do ud, myślałem, że ma majtki. Ale gdy usiadła i rozchyliła nogi widać było, że ich nie ma. Byłem strasznie zmieszany i nie wiedziałem co robić, ewidentnie nas prowokowała. Ja w pewnym momencie nie wytrzymałem i powiedziałem, że idę już, brat wtedy został,ale co mnie to obchodziło. Byłem młody nie doświadczony, nawet palić nie potrafiłem. Pamiętam jak wtedy młodszy ode mnie kolega uczył mnie palić, bo oni wszyscy palili oprócz mnie. Nauczyłem się wtedy zaciągać, ale po powrocie do domu nie paliłem. Był taki moment w którym z kolegą siedziałem w domu i coś nam się udało, byliśmy zadowoleni z siebie i to ja go namówiłem by iść kupić paczkę marlboro, od tak by zapalić sobie i wtedy się zaczęła historia z papierosami. Od tamtej pory paliliśmy już dość często. Czasem gdy coś świętowaliśmy paliliśmy lepsze papierosy,”Dunhille” albo coś w ten deseń. To były dobre papierosy nie to co teraz,miały na ustnikach pozłotka, były w specjalnych ładnych pudełkach i były drogie,prawie dwa razy tyle co zwykłe papierosy, ale warto było zapalić, co to był za smak, nie to co teraz, marlboro się chowały przy nich. Czasem kupowaliśmy smakowe, były o smaku maliny lub czekolady, też były dobre i nie kosztowały drogo tyle co wszystkie papierosy. Szkoda że teraz takich papierosów nie ma, te czasy chyba już nie wrócą. Później z kolegą kupowaliśmy od rosjan „Golden Americany” lub „West”. Pamiętam jak moi rodzice nie wiedzieli, że palimy, mama dowiedziała się pierwsza. Byliśmy na biwaku ja spałem w namiocie z kolegą, zawsze zapalaliśmy świeczkę, by pochłaniała dym papierosowy,ale raz mama weszła i nakryła nas. Mówiłem jej wtedy, że palę od czasu do czasu, nie robiła mi awantury, tato dowiedział się dużo później. Na osiemnaste urodziny była odjazdowa impreza, kupę znajomych, wszyscy się napili, pamiętam jak paliłem przy ojcu, ale na drugi dzień nic nie pamiętał. Kiedyś z nim jechałem autem, wieźliśmy towar do sklepu,bo mu pomagałem czasem. Poszedł faktury zanieść i pogadać ze sklepową,ja w tym czasie zapaliłem w aucie, bo na zewnątrz było bardzo zimno. Przyszedł i pyta się paliłeś,ja na początku zaprzeczyłem,ale ojciec powiedział mi, chcesz palić pal, ale nie kryj się i od tamtej pory już wiedział,że palę i paliłem normalnie.Taka moja historia dotycząca papierosów. Moje pierwsze dziewczyny, na początku ich nie było. Pierwsza która mi się spodobała to była Basia, biegała na około bloku i krzyczała, że mnie kocha, ale gdy przyszło co do czego, gdy chciałem się z nią umówić to się czegoś wystraszyła, więc nie byłem z nią. Później poznałem kolejne dziewczyny, razem się spotykaliśmy i rozmawialiśmy,ale ja po Basi miałem mieszane uczucia. Jednak Aśka dopięła swego, kiedyś szliśmy i spotkaliśmy jej znajomych, a ona przedstawiła mnie jako swego chłopaka, nie wiedziałem co powiedzieć, więc nic nie mówiłem. Pomyślałem, że skoro już mnie tak przedstawiła to może powinniśmy być ze sobą i byliśmy. Pojechaliśmy na biwak, który był dla mnie koszmarny. Pierwszego dnia pokłóciła się z moim kolegą i chciała wracać, ale ja powiedziałem, że przyjechaliśmy razem i razem wrócimy i została. Po kilku dniach była dyskoteka na której się nawaliła jak stodoła, że jakiś koleś ją wyniósł z dyskoteki by mogła zwymiotować pod płotem, w tym czasie jakaś barmanka do mnie podeszła i mówi co z ciebie za chłopak, ja odpowiedziałem jaka dziewczyna taki chłopak, ze mną nie piła tylko z obcymi kolesiami, których nawet nie znałem. Trzeba wiedzieć z kim się zadawać. Skoro jej koleżanka do mnie przychodzi i mówi, że moja dziewczyna poszła do pokoju szefa klubu i jest ostatnia to co miałem zrobić biegać za nią niech spływa. Tak mnie wtedy wkurzyła na tym biwaku, że wróciłem z kosmykami siwych włosów, ale zachowałem spokój, wracając z tego biwaku chciałem o niej zapomnieć i nie widzieć jej więcej na oczy. Nie wiedziałem tylko jak zakończyć, nie potrafiłem zrywać z dziewczynami,to była pierwsza moja dziewczyna. Dała mi powód już niedługo, byliśmy w barze na piwie zaczęła obejmować jakiegoś kolesia, siadać mu na kolana i mi to wystarczyło,ale najpierw koledzy mi powiedzieli nie męcz się zerwij z nią będzie ci lżej. Pamiętam zaszedłem do niej ona w łóżku leżała po szkole, cała poobijana bo biła się z jakąś dziewczyną, pomyślałem sobie dobije ją bardziej. Mówię wprost przykro mi, że taka jesteś poobijana i mam nadzieję, że nie dobiję cię bardziej, ale zrywam z tobą to koniec. Myślałem, że rozstaniemy się normalnie,ale później się dowiedziałem, że jakiś kolesi chce na mnie nasłać, żeby mnie pobili. W sumie to nie wiem z jakiego powodu, dziwna była, aż dziw, że tyle z nią wytrzymałem. Co z tego że była ładna jak w głowie pustka. Później kolejna impreza na której poznałem Ulę,niby fajna poukładana, ale strasznie nudna. Czułem się z nią strasznie obco i sztucznie. Była blondynką wyższą ode mnie o kilka centymetrów,niby wszystko ok było do momentu aż pojechaliśmy razem na biwak. Już przed wyjazdem podniosła mi ciśnienie, mieliśmy jechać o danej godzinie, ale ja się trochę spóźniłem z powodu tego, że pomagałem ojcu. W końcu to on dał samochód na wyjazd to co miałem zrobić.Jak zajechałem po nią od razu awantura, tak się zdenerwowałem, że o mały włos wypadku nie spowodowałem, ale co ją to obchodziło. Na biwaku wielce obrażona nawet zatańczyć nie chciała na dyskotece. Kolejny dzień już wydawał się normalny do pewnego momentu. Kolega siedział w moim aucie i chciał coś pokazać mi, a ja stałem obok obejmując ją, wsiadając do auta nadal ją obejmowałem i ręka automatycznie zsunęła się na tyłek, krzyknęła zabieraj tą łapę i to wystarczyło mi by była skreślona u mnie już. Wiedziałem w tym momencie, że z nią nie będę już żeby nie wiem co. Grzecznie ją za to przeprosiłem zabrałem rękę i wiedziałem że to nie jest kobieta dla mnie. Ktoś kto ma uczucia do kogoś nigdy by się tak nie zachował. Jej najlepsza koleżanka próbowała nas pogodzić,ale powiedziałem jej, że nic z tego. Wtedy zacząłem się spotykać z najlepszą koleżanką Uli, czyli Kasią. Nie chciałem jej robić pod górkę i stawiać w niezręcznej sytuacji dlatego spotykaliśmy się, ale nie byliśmy ze sobą, lubiliśmy swoje towarzystwo rozmowy. W pewnym momencie bardzo nam zależało na sobie, poszliśmy na imprezę i wyszedłem z kolegą po alkohol do nocnego i mówi czemu nie spróbujesz. Właśnie wtedy spróbowałem, gdy wróciłem ze sklepu mówię do niej musimy pogadać. Mówię do niej, wiesz spotykamy się może spróbujemy być ze sobą, ona do mnie powiedziała tylko, myślałam że nigdy się nie doczekam i usiadła mi na kolana i zaczęliśmy się całować. Z Kasią byliśmy długo ze sobą, było nam dobrze.Rozeszliśmy się po jakiejś kłótni, byłem strasznie zazdrosny o nią, zresztą dawała mi powody, byłą trochę flirciarą, ale kochała mnie myślę. Po rozstaniu zeszliśmy się ze sobą, ale dopiero jak wyszedłem z wojska, ale to inna historia. Po Kasi nie chciałem być z nikim, aż do momentu, gdy poznałem Sylwię. Zrobiła na mnie pozytywne wrażenie u kolegi, którego odwiedziłem. Umówiłem się z nią na biwak. Pojechaliśmy większą paczką, było fajnie.Spaliśmy w tym samym namiocie czułem bliskość, coś czego mi brakowało. To była szaleńcza miłość,to z nią przespałem się pierwszy raz. Zakochałem się po uszy. Byliśmy długo do momentu aż poszedłem do wojska,ale to już inna historia. Gdy skończyłem szkołę i poszedłem do pracy czasem przychodziła po mnie to miłe było. Tak samo ja martwiłem się o nią namawiałem na dalszą naukę chciałem by miała coś więcej od życia. Myślałem, że będziemy już ze sobą zawsze.Los bywa jednak inny niż planujemy. Czy podobałem się dziewczynom, chyba tak, czułem jak wiele dziewczyn ma na mnie chęć, ale nie można mieć wszystkiego. Na imprezach zawsze byłem w centrum zainteresowania. Lubiłem tańczyć i dobrze tańczyłem. Kiedyś podczas tańca jedna dziewczyna miała chyba orgazm, bo cała drżała mi w ramionach i przewracała oczami, mogłem wykorzystać tą sytuację, ale nie zrobiłem tego. Wykorzystał ta sytuacje mój kolega bo poszedł z nią do łazienki, gdy wyszedłem później widziałem porwane rajstopy, więc wiadomo co było. Wielu sytuacji nie wykorzystałem, ale temu, że nie chciałem i wcale nie żałuję. Nie każdy jest dla każdego. W wolnym czasie robiliśmy ogniska lub imprezy domowe i było fajnie. Pamiętam na takiej jednej domówce tańczyłem z dziewczyną trochę wyzywająco co skutkowało zazdrością innych dziewczyn. Później tańczyłem z siostrą i mówi do mnie weź się uspokój bo już was obgadują. Ja mówię do siostry to zaraz im zamknę jadaczki, pytam się która najbardziej obgaduje. Następny taniec podszedłem do tej która najbardziej obgadywała i zatańczyłem jeszcze bardziej wyzywająco, nikt już więcej nie obgadywał, oczywiście że ręce wylądowały na pośladkach a jakby inaczej. To zazdrość kobieca działa tak, że obgadują jedna drugą, bo każda by chciała tak samo. Czemu tyle dziewczyn chciało ze mną być, bo moje związki były super, a one tak nie miały i chciały mieć tak samo, zwykła zazdrość. Temu tyle kobiet ładuje się w związki z żonatymi zamiast poszukać kogoś wolnego. Teraz gdy jestem sam nikogo nie widać, ale gdyby ktoś był zaraz by się zleciały sępy. Takie było moje życie za czasów szkoły średniej, z wieloma zwrotami akcji.Takie historie zwykłe i niezwykłe…..
Kwintesentny