Historia zaczyna od moich narodzin.Pamiętam, jak się rodziłem.Pamiętam ten moment.Widziałem ciemność na przemian z czerwienią, ciemną czerwienią. Czułem ciepło otaczające moje ciało. Słyszałem dudnienie,a raczej bicie mojego serca lub mamy. Słyszałem głosy,choć wtedy nie wiedziałem co to jest,ale było to przyjemne i dziwne na przemian,bo nie rozumiałem tego co mówią, choć wtedy nawet nie wiedziałem że to jest mowa, dla mnie były to dźwięki przyjemne bardziej i mniej. Słyszałem przelewanie się wody choć wtedy nie wiedziałem co to jest. Tak trwałem jakiś czas, czasem widziałem jaśniejszą czerwień chyba było to światło, choć wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Przyszedł dzień,że nagle zrobiło się zimno,najprawdopodobniej wody odeszły. Czułem że coś mnie ciągnie w dół bardzo się tego bałem i nie chciałem tego chciałem zostać tam gdzie byłem, ale to było silniejsze.Poczułem zimno i nagle otworzyłem lekko oczy raziło mnie światło, bardzo silne światło jasne, więc zamykałem oczy, chciałem odpocząć i potrzebowałem spokoju. Pamiętam swój krzyk i nagle wszystko znikło z mojej pamięci. Pamiętam jeszcze jak byłem w środku te jaśniejsze momenty gdy światło było bardziej czerwone było cieplej i przyjemniej. Pamiętam że otaczał mnie jakiś płyn,ale nie przeszkadzał mi w oddychaniu,był przyjemny. Jak już wyszedłem na zewnątrz to przez długi czas nic sobie nie przypominałem. Z lat młodości pamiętam jak leżałem na łóżku nogę miałem założona na nogę i trzymałem butelkę z mlekiem, pijąc mleko,nigdy nie zapomnę smaku tego mleka. W wieku 5 lat byłem chłopcem pogodnym i zwinnym,może trochę niedoświadczonym, ale z wieloma przyjaciółmi. Mieliśmy paczkę ja najmłodszy, reszta starsi ode mnie. Andrzej, Grześ, Tomek to nie wszyscy,było ich więcej, choć z nimi to pamiętam lata najmłodsze. Robiliśmy szałas z koców i stojaków. Codziennie lub co któryś dzień zbieraliśmy się i wymyślaliśmy co robimy. Zazwyczaj graliśmy w karty.Nie były to zwykłe gry, bo byli wygrani i przegrani.Przegrani dostawali lanie, wygrani bili. Oczywiście nie było to jakieś bicie by poniżyć czy zniszczyć ale dla zabawy. Czasem graliśmy na bicie po rękach, kto przegrał to dostawał od każdego w zależności ile wygrał tyle razów dłonią w dłoń,były też akcje bardziej ekstremalne, typu bicie kartami po tyłku lub po ręku, a jeśli komuś karty się rozsypały to role się zamieniały i ta osoba która biła dostawała.Tak mniej więcej spędzaliśmy czas jak nie było komputerów i dzisiejszych gier. Graliśmy w kuku albo wojnę, dziś dzieci graja w wojnę na komputerze typu call of duty czy battlefield albo cs:go. My mieliśmy wtedy takie zabawy. Albo zbieraliśmy się z chłopakami i graliśmy w kreca. W kreca to były rożne akcje,albo po ziemi albo po drzewach. Moje ulubione to były po drzewach.Wspinaczka i schodzenie po gałęziach by ktoś nas nie złapał to było super, tym bardziej gdy się wspinało po wierzbach gdzie gałęzie były miękkie i łatwo się po nich poruszało, no i tak bawiłem się w kreca do momentu, aż biegłem i zaczepiłem się o korzeń, przewróciłem i padłem na rozbite szkło po piwie. Ręka rozwalona,krew sika ja w płacz, że umrę hehehe i z bekiem do mamy by ratowała. Mama na tamte czasy długo nie myśląc, nie jeżdżąc po lekarzach domowym sposobem starała się pomóc. Wyjęła szkło siedzące w ranie, ślad mam do dzisiaj, umyła rękę przyłożyła nie soloną słoninę i zabandażowała ranę. Chodziłem tak z tydzień, może dwa,rana się szybko zagoiła. Została tylko blizna, a raczej pasek po rozcięciu.Taka moja krótka historia…
Kwintesentny