Historie · 17 grudnia 2021 0

Kolejna Historia nr.12 Część młodości

Zacznę moją opowieść od wczesnej młodości. Byłem pogodnym i wesołym chłopcem,bardzo religijnym bo tak zostałem wychowany. Zawsze potrafiłem radzić sobie w każdej sytuacji. Moja mama zaczęła nas uczyć pisać i liczyć już w wieku 4-5 lat. Ja z chęcią się uczyłem bo lubiłem dużo wiedzieć, więcej od innych. W wieku 2-3 lat przewróciłem brata ciotecznego,po czym zostałem skrzyczany strasznie przez babkę i jego rodziców,bo się rozpłakał. Wystraszyli mnie na tyle, że zacząłem się jąkać. Strasznie się jąkałem, nie potrafiłem wymówić słowa. Nawet przestałem mówić w ogóle, bo było mi wstyd, że się jąkam. Mama woziła mnie po lekarzach, ale to nie pomagało,aż jedna lekarka zaproponowała znachorkę z Orli. Pojechaliśmy tam, pomodliła się, machnęła czymś nad głową i dała chlebek. Coś trzeba było wyrzucić takie zawiniątko na rozstaju dróg i w domu przed snem pomodlić się, stanąć na progu, zjeść kawałek tego chlebka i prawą lub lewą ręką wrzucić za siebie nie pamiętam tylko co. Dziwne bo to jedyne pomogło, jąkanie zaczęło ustępować po tygodniu, po miesiącu mówiłem już normalnie do tej pory mówię. Taka dziwna sytuacja, ale ważne, że pomogło. W wieku 5 lat ciocia mojej mamy zabrała mnie do swojego syna na wakacje, pod niemiecką granicę do miasta Kostrzyń. Wystarczyło przejść most i były już Niemcy. Fajnie mieli własny dom,taką wille i miałem swój pokój, polubiłem wujka od razu, ciocia chyba nie za bardzo za mną przepadała, bo wujek trochę mnie faworyzował względem ich córki,ale też była ok. Ich córka była ładna,nawet mi się podobała moja kuzynka, ale strasznie wredna była. Miała koleżankę razem na mnie nadawały. Trochę to była taka miłość młodzieńcza,ale nie zdawałem sobie sprawy, że i tak ta miłość nie ma sensu, zresztą często się sprzeczaliśmy, głownie przy stole, była rozpieszczoną pannicą. Któregoś razu się posprzeczaliśmy, jakiś sąsiad starszy wyszedł i chciał mi wlać, przewrócił tylko,ale tak się wkurzyłem, że chwyciłem za kamień leżący blisko i chciałem w niego rzucić. Na szczęście wyszła ciocia mojej mamy,nazywałem ją babcią. Uspokoiła mnie i nie rzuciłem,to była dobra i religijna kobieta. Po tej akcji ne odzywałem się do córki mojego wujka, do momentu, aż z koleżanką nie zaczęły mnie podrywać. Pogadaliśmy sobie i rozeszło się po kościach. Pamiętam jak wujek poszedł z psem na spacer, poszedłem go szukać. Idę po jakiś górkach, jestem na dole i z góry widzę wujka z psem, zawołałem go, pies nagle zaczął biec w moją stronę. Nie znałem go, chyba wujek i ja się razem przestraszyliśmy. Wujek krzyczał żebym się nie ruszał, żebym nie uciekał i tak zrobiłem. Pies w moment był koło mnie, był to owczarek niemiecki większy ode mnie, stałem w bezruchu i starałem się nie bać. Gdy wujek podbiegł złapał psa i ja już się nie bałem. Pies tylko obiegł mnie na około i obwąchał, stałem jak wryty. Wujek chyba chciał mieć syna, a miał córkę może temu tak mnie polubił. Pamiętam jak zabrał nas nad jakieś jezioro, fajne domki były tam góralskie. W dzień kąpałem się w jeziorze,nie umiałem pływać,a moja kuzynka ze skrzydełkami na rękach udawała, że potrafi i trochę mi dokuczała. Wieczorem piekliśmy barana na ognisku na rożnie. Nie lubiłem mięsa,ale wujek mnie przekonał że jest dobre i spróbowałem. Zjadłem kawałek mimo, że strasznie wybredny byłem i jestem do mięsa. To był fajny czas ognisko śpiewy, naokoło było słychać śpiewy także innych ludzi. Taka miła atmosfera wtedy panowała, śmiechu i zabawy. Gdy z babcia wracałem pociągiem to też było fajnie, ludzie wtedy byli inni, bardziej mili i usłużni. Już wtedy uczono mnie, że starszym trzeba ustąpić miejsca w pociągu. To była fajna przygoda, taka podróż przez całą Polskę pociągiem. Ja jako najstarszy z rodzeństwa zawsze musiałem opiekować się siostrami. Często stawałem w ich obronie, taka karma. Nauczono mnie, że kobieta jest krucha,ale dziś to się zmienia, są bardziej silne od mężczyzn. Więc w młodości opiekowałem się nie tylko siostrami, ale wszystkimi kobietami. Nie raz biłem się z powodu dziewczyn, by obronić. W pewnym momencie jednak zrezygnowałem z bójek, bo to nic nie dawało. Robiłem sobie tylko wrogów,a one i tak były jakie były. Więc zacząłem się trzymać z chłopakami. To z nimi grałem w różne gry i bawiłem się. Graliśmy w kreca na ziemi i na drzewach, w wojnę, graliśmy w karty,w późniejszym wieku grałem w koszykówkę i piłkę nożną, czasem ze starszymi od siebie,ale dobry w tym byłem. Wychodziłem z założenia, że jeśli coś robisz rób to dobrze i robiłem. Poszedłem w końcu do szkoły,miałem kawałek, najbardziej bałem się psów bo latały bezdomne, raz jeden taki wielki z czerwonymi oczami biegał strasznie się go bałem, że rzuci się na mnie, strasznie wyglądał i był większy ode mnie. Do szkoły już od małego chodziłem sam, kilka razy mama mnie zaprowadziła by pokazać gdzie jest szkoła. Poznawałem nowe osoby,było fajnie. Były ładne dziewczyny w klasie więc podkochiwałem się w niektórych, ale byłem na tyle nieśmiały by nie zaczepiać ich. W Szkole na początku zdawałem z czerwonym paskiem, dopóki nie trafili się nauczyciele, którzy zniechęcali mnie do nauki. Pamiętam historyka „Barszczewski” miał na nazwisko,taki łysy groźnie wyglądał, wszyscy się go bali. Na lekcjach bił przedmiotami lub otwartą ręką, czasem w tył głowy lub po rękach. Pamiętam jedna dziewczyna strasznie się go bała i schowała się w łazience przed nim, że niby w toalecie jest. Poszedł przyprowadził ją na środek klasy i kazał się rozbierać,nie wiem co chciał zrobić. Ona się rozpłakała i zrezygnował, cała klasa w szoku, od tej pory każdy się go bał,ale nikt nic nie powiedział. Był łysy podobno z powodu jakiejś choroby. Ja się modliłem żeby z nim lekcji było jak najmniej, chyba temu nigdy nie lubiłem historii, pewnie z jego powodu. Teraz sam taką historię tworzę. Szkoła podstawowa miałem swoją paczkę, Artur i Wojtek trzymaliśmy się razem. Artur był zwariowany, zawsze wpędzał nas w kłopoty, przychodziły mu różne pomysły do głowy. Wojtek był naszym obrońcą w razie czego, był największy w klasie i najsilniejszy, czasami gdy stawał w naszej obronie bił się ze starszymi chłopakami ze starszych klas,kawał chłopa z niego było. Czego my nie robiliśmy razem, nieraz szło się jabłka zrywać po ludziach, a później uciekaliśmy, nawet psami nas szczuto. Artur zawsze nas wkręcił w coś. W późniejszych latach spotykaliśmy się by pograć razem w piłkę nożną lub koszykówkę, ja mimo niskiego wzrostu świetnie sobie radziłem, miałem cela do kosza z dalekich odległości rzucałem i trafiałem,a w piłkę nożną byłem mistrzem, niejedno sito się założyło kolegom. Czasem graliśmy po kilka godzin, wracałem do domu cały mokry i czułem że się wyszalałem, ze snem nigdy nie miałem problemu. Później era komputerów nadeszła. Pamiętam jak mama zapisała mnie i siostry do klubu. One miały tańczyć, ale niedługo po tym zrezygnowały, mnie mama zapisała na kurs krótkofalowca. Nadawałem morsem,a przynajmniej próbowałem, bardziej interesował mnie komputer w sali krótkofalowców,ale chłopacy byli starsi i nie dawali pograć. Pewnego razu zauważyłem inny kurs dla komputerowców, od razu wiedziałem, że muszę tam chodzić, potrzebowałem tylko zgody od rodziców, ale zgodzili się. Zawsze ciągnęło mnie do technologii i nowinek. Nasze zajęcia polegały na nauce programowania,a na koniec godzinka grania, co to była za radość pograć w coś, jedna z gier „Kung Fu Master” albo „Bruce Lee”,graliśmy ile tylko się dało. Chodziłem tam długo, dopóki nie zachorowałem na grypę i nie mogłem chodzić. Później tato kupił nam grę takie dwa joysticki były,jeśli można je tak nazwać, po prostu suwaki. Latała piłka w kształcie kwadrata i były dwie pałeczki, którymi się ją odbijało, graliśmy godzinami,a przynajmniej ja. Pamiętam pierwszy kolorowy telewizor rosyjski, kolory blade, ale jakiś kolor był,ale jaka radocha, że można coś w kolorze obejrzeć. Pierwszy odtwarzacz video, ja wtedy nic innego bym nie robił tylko oglądał filmy. Specjalnie jeździłem na rynek, by kupić, a później wymieniać filmy. Jakie to filmy były Rambo, Rocky, Robocop filmy mojej młodości. Kupowało się kasety i przegrywało by mieć w swoich zbiorach. Później wprowadzili kodowanie w wypożyczalniach to załatwiłem sobie dekoder który rozkodowywał kasety i też mogłem nagrywać. To były czasy kombinowania, żeby mieć coś. Później namówiłem tatę by kupił inny komputer był to „Spectrum+” tam dopiero były gry, siedziałem po nocach grając w nie. Nie każdy miał komputer, a chciało się pograć. Kiedyś zaszedłem do salonu gier, był w takiej piwnicy. Wchodząc wiedziałem, że będą starsi chłopacy i mogą zabrać pieniądze, więc ukryłem w skarpecie, a jedną złotówkę na grę włożyłem do kieszeni. Zagrałem tylko raz i wychodziłem po schodach na górę, przestąpiło mi drogę trzech starszych chłopaków, chcieli pieniędzy. Byłem twardy i nie zdradziłem się, że mam pieniądze mimo, że przyłożyli mi nóż do szyji. Wyszedłem i uśmiechnąłem się do siebie, ale mało brakowało, mogło to różnie się dla mnie skończyć. Więcej już tam nie chodziłem. Poszedłem do znajomych co mieli komputer, tak się zagrałem i zasiedziałem, że musiałem wracać ostatnim autobusem po ciemku,ale warto było. Rodzice zrobili mi awanturę wtedy, bo byłem młody i nie powinienem o tej porze wracać do domu, nie wiedzieli, gdzie jestem nie dziwie się im teraz. Pewnie nie wróciłbym do domu w ogóle,ale udało im się dodzwonić do znajomych, bo odchodzili od zmysłów, chcieli policje wzywać,a ja sobie grałem w najlepsze, nie zdając sobie sprawy, która godzina. W szkole podstawowej byłem tylko raz na dyskotece, wcale mi się nie spodobało nie był oz kim tańczyć, chłopacy tylko biegali jak oszalali, a dziewczyny same nie wiedziały czego chcą. Wolałem już siedzieć w domu i czymś się zająć. Kiedyś lubiłem grać na takim małym, pianinku który dostałem lub rysować. Na pianinku grałem ze słuchu, jak coś usłyszałem to próbowałem to zagrać, chyba zostało mi to do dziś, rysunek zresztą też. Nigdy nie lubiłem śpiewać to teraz nadrabiam. Pamiętam pojechaliśmy z klasą na biwak pod namioty,były tam prysznice, a koledzy namówili by dziewczyny podglądać,to dopiero była heca. Poszliśmy szukać kąpiących się dziewczyn, a wylądowaliśmy w toalecie. Chcieliśmy numer jakiś wywinąć, koledzy wypchnęli mnie na środek toalety a tam nauczycielka wychodzi i mówi, a co ty tu robisz, uciekaliśmy stamtąd pamiętam,a ja unikałem wychowawczyni przez cały biwak. Teraz się śmieje z tego, ale wtedy nie było mi do śmiechu, że tak koledzy mnie załatwili. W ogóle biwak był z przebojami przez moich kolegów. Niektórzy koledzy wcześnie zaczęli palić papierosy, ja dużo później. Czasami chodziłem z nimi za szkołę, by dotrzymać towarzystwa i pogadać, mimo że częstowali nie paliłem, byłem z tych ułożonych i grzecznych. Pamiętam jak rodzice wysłali nas na kolonie, siostrom się chyba nie bardzo podobało, ale mi tak, mieszkałem w pokoju ze starszymi chłopakami, każdy miał obowiązki musiał sprzątać po sobie trochę jak w wojsku, raz na jakiś czas przypadała kolej sprzątania całego pokoju. Fajne miejsce nad wodą, dyskoteki które akurat tam mi się podobały. Fajna muzyka Modern Talking itp., muzyka lat osiemdziesiątych, same hity. Pamiętam jakaś starsza dziewczyna, wyższa ode mnie latała za mną na dyskotece by ze mną zatańczyć,a ja głupi uciekałem, w dodatku ładna była, ale chyba byłem zbyt nieśmiały, by się odważyć na taniec z nią, a mogła to być miłość. Czasem takie okazje przechodzą nam koło nosa z powodu nieśmiałości. Pamiętam wtedy pierwszy raz zetknąłem się z sagą „Star Wars”, nakupowałem żołnierzyków z tego filmu i bardzo chciałem go obejrzeć. Zresztą lubiłem się bawić jako dziecko żołnierzykami różnymi. W młodym wieku dostałem książkę o majsterkowaniu, wszystko chciałem zrobić z niej, ale nie zawsze miałem materiały na to. Robiłem swoim żołnierzykom ruchome kolejki linowe, używałem pudełek po zapałkach i nitek, czego ja nie wymyślałem, prawdziwy majsterkowicz ze mnie był, ale to nie to było moim powołaniem. Do kościoła chodziłem przynajmniej raz w tygodniu albo i częściej, dlatego teraz nie chodzę, bo wysłuchałem chyba wszystkie kazania już. Pamiętam jak raz miałem iść do spowiedzi ksiądz na mnie i kolegów nakrzyczał, że przyszliśmy bez przygotowania, od tamtej pory nie lubiłem spowiedzi i bałem się jej. Teraz się nie spowiadam, bo uważam, ze to Bóg mnie rozliczy nie księża,Bóg jest wszędzie mogę z nim w każdej chwili rozmawiać bez udziału księży, nie są mi do niczego potrzebni.Moja spowiedź przed Bogiem wystarczy by Bóg mi odpuścił grzechy, człowiek tego robić nie musi, bo księża to zwykli ludzie,tacy jak każdy i też popełniają błędy.Takie moje podejście do życia.A co do księży to moim zdaniem powinni mieć legalnie żony, wtedy nie byłoby żon na lewo i nie było by całej tej patologi wśród księży.Teraz będę kończył moją opowieść. Takie to były czasy podstawówki i wczesnej młodości, może kolejnym razem opowiem coś innego….

Kwintesentny